No więc Paweł Nowak miał taki pomysł, żeby koledzy blogowicze-UXowicze (Paweł, Marcin, Aga, Adrian, Adam - piona!) zadziałali razem, i żebyśmy napisali coś na wspólny temat. Więc piszę. Temat etyki projektanta zapodał Paweł, i myślę, że jest to temat ważny, wieloaspektowy i ciekawy.

Myślę, że pryncypia projektanta powinny być raczej proste, więc po krótkim namyśle doszedłem do tego, że jako profesjonalista do wynajęcia mam w sumie 2 punkty (coś jak "no women, no kids" Leona Zadowodowca 😉 )

1. Nie czyń zła dla użytkownika (i innych)

Don't be evil. Czyli staraj się nie szkodzić, nie oszukiwać, celowo utrudniać, wykorzystywać, myśl o konsekwencjach swoich projektów i decyzji.

Firma, w której pracuję ma niepisaną zasadę, że pewnych projektów po prostu nie robimy. Nie ma tego wiele z definicji: A) koncernom tytoniowym mówimy nie (alkohol jest spoko!). B) projekty kierowane do dzieci są na cenzurowanym - niektóre są całkowicie w porządku (szeroko pojęta edukacja) albo niegroźne, inne niestety niekoniecznie działają dla dobra małego odbiorcy, i wtedy możemy podziękować.

To jest basic stuff. Ale dalej nie jest tak prosto - projektant działający w środowisku komercyjnym ma w sumie za zadanie jeden cel: maksymalizacja sprzedaży/konwersji/ROI. Możemy sobie gadać o pozytywnych doświadczeniach, współprojektowaniu razem z użytkownikami, itp. ładne hasła, ale koniec końców chodzi o kasę. Wierzę, że w większości przypadków da się pogodzić efekty biznesowe z satysfakcją użytkowników i dobrą robotą, ale mogą być tu konflikty.

Po pierwsze: tzw. dark patterny, czyli utrudnianie życia odbiorcy dla osiągnięcia własnych celów. Znamy to: wyciąganie danych osobowych, utrudnianie wypisania się, slajdy nabijające odsłony, czy autoplay wideo w polskich portalach, chamskie popupy w twarz, dziwne numery z dodatkową gwarancją w e-commerce. Nie zastosowałem chyba nigdy, ale widzę dość często - więc opór designerów jest tu raczej słaby.

Druga rzecz, która dopiero nabiera powoli wagi: kwestie związane z prywatnością, a od strony firm z analizą behawioralną, personalizacją, big data i marketing automation. Np. mój bank wie ile zarabiam, gdzie pracuję, ile wydaję i na co, gdzie bywam, wie o mnie naprawdę dużo. Pytanie na ile mamy tupet wykorzystywać te wszystkie informacje do pchania odpowiednich komunikatów klientom? Czy jeśli w 5 minut po zakupie biletów lotnicznych dostaję od swojego banku SMS z ofertą ubezpieczenia podróżnego, to jeszcze działanie dla wygody użytkownika, czy to spam i przekroczona została granica "bycia creepy"? "Uncanny valey of personalization", to realny problem.

2. Nie rób kiepskich rzeczy

Czyli na ile można poświęcić jakość i swoje wartości dla pieniędzy (lub żeby mieć święty spokój, przez zwykłą "banalność zła")?

Na początek, co to są kiepskie rzeczy?

Something which is trendy, which is not lasting value, something which is just phony, something which is just insensitive in the details, something which is not elegant, something which is not strong…

- Massimo Vignelli

Zakładam (sam tak myślę), że motywacja większości projektantów jest w dużej mierze pozamaterialna. Chcą robić zajebiste rzeczy, coraz lepsze, piękne, odważne, a przede wszystkim przydatne i wnoszące jakąś wartość, chcą się uczyć i rozwijać. Ale biznes to biznes, a rachunki trzeba płacić. Przychodzi klient z projektem i pieniędzmi do wydania - no i czasem niestety okazuje się, że nie wygląda to na projekt życia. Np. klient ma pomysł, jest w nim zakochany, a my uważamy, że pomysł jest nietrafiony, klient może sobie nim zaszkodzić, albo nie osiągnie zakładanych celów. Albo założenia realizacji, ograniczenia technologiczne, procesowe, budżet, czy czas nie pozwolą dostarczyć efektu na wymarzonym poziomie. Albo cele są kompletnie niejasne. Można (i trzeba) tłumaczyć i negocjować, ale czasem dochodzi się do miejsca, w którym trzeba zrezygnować, albo zrobić coś wbrew sobie, jak najmniej źle. Wyznanie: byłem w obu sytuacjach.

Prawie każdy projekt jest też projektem zespołowym, który łączy wiele osób z różnych departamentów, często z różnych organizacji, które mogą mieć różne interesy, perspektywy, gusty, poziom wiedzy. Projektant musi walczyć o swoją wizję albo iść na kompromisy. Odmawiam wprowadzenia poprawek, powołując się na Klauzulę Dobrego Smaku, to taki fajny fanpejdż, gdzie możemy wyładować zawodowe frustracje, ale w praktyce nie zawsze jest możliwość merytorycznej dyskusji. Ile razy robiliście projekt, "żeby klient to kupił", a nie koniecznie, żeby był jak najlepszy? (System przetargowy sprzyja temu.) W ilu spornych sytuacjach powiedzieliście "nie, nie zrobię tego tak, bo to zły pomysł"? W ilu wygraliście, w ilu przegraliście, w ilu nie chciało Wam się nawet walczyć?

The businessman will never respect the professional who does not believe in what he does. The businessman under these circumstances can only ‘use’ the artist for his own ends. And why not, if the artist himself has no ends?

- Paul Rand – „Integrity and Invention”

To jest dla mnie najważniejsza zasada etyki projektanta: że na koniec dnia mogę powiedzieć, że próbowałem zrobić wszystko (w ramach moich możliwości i okoliczności), żeby ten projekt był jak najlepszy.

Trochę o etyce projektana, jeden z moich idoli 😉 - Mike Monteiro:

***

Nie lubię kiedy projektanci odlatują mówiąc o tym, że design może zbawić świat: wyeliminować biedę, głód, choroby, nierówności, zanieczyszczenie środowiska, zaprowadzić pokój na świecie, itd. To znaczy może jakoś może, ale na ile sam design, i na ile faktyczne TY się do tego przyczyniasz? Bardziej prawdopodobne, że Twoim celem zawodowym jest sprzedaż jak największej liczby telewizorów, czy telefonów albo dzwonków na telefon, zwiększenie liczby zawartych umów/zebranych leadów, itp. I spoko. Nie musisz czuć powołania, żeby jechać do Afryki nauczać ubogich tubylców design thinking 😉 Ale Ty też możesz próbować zmieniać świat choć troszkę na lepsze dbając o te drobne zasady.

Na ten temat