Poprzedni wpis zebrał lawinę komentarzy, trochę gratulacji, trochę hejtu, oraz sporo niezrozumienia.

Więc pozwolę sobie jeszcze raz wyjaśnić, o co mi z tym wszystkim chodzi.

Otóż, zupełnie nie chodzi o to, że jeden wytarty buzzword (User Experience) zastępujemy nowym, mocniejszym, bardziej błyszczącym i większym (Product Design). Wręcz przeciwnie: mniejszym, uważam, że potrzebne jest zejście na ziemię, odejście od magii UX-owych metod i powściągnięcie rozbuchanych romantycznych wizji UX-a, potrzeba konkretu.

Kiedy podstawowa wiedza UX-owa znacznie się spopularyzowała, czy to wśród projektantów graficznych, czy developerów, czy klientów, stała się commodity, UX-owcy muszą rozwijać swoje twarde kompetencje w projektowaniu interfejsów i w innych dziedzinach, bo zwyczajnie przestaną być potrzebni. Jak mawiał Wiedźmin Geralt "ten świat nie potrzebuje UX-hero, tylko profesjonalistów" 😉

No i co to w końcu jest ten UX? Czy ktoś widział takiego zwierza? Za co odpowiedzialny jest “projektant doświadczeń”, co potrafi? Nigdy do końca nie wiadomo. (Dlatego rekrutacja na to stanowisko jest tak trudna.)

Posłuchajcie Donalda Normana (który jest jednym z moich bohaterów), o tym czym jest według niego UX:

Teraz pomyślcie o tym, co robicie na co dzień. Czy to to samo? Czy raczej robicie sajty i apki? I pamiętajcie o tym, że Steve Jobs zwolnił cały zespół Normana z Apple, bo nie byli mu potrzebni...

Dla odmiany: za co odpowiedzialny jest projektant produktu? No to jasne, za projekt produktu, który będzie działał. Na przykład dla banku produktem może być strona internetowa, albo aplikacja mobilna, albo system transakcyjny, tak samo jak konto czy lokata, nawet placówka bankowa - konkretny touchpoint. Oczywiście te poszczególne produkty z oferty firmy mogą i powinny ze sobą współgrać, nad czym po kolei można pracować.

Myślenie produktem

To co chcę powiedzieć jest proste: widzę zbyt wielu "projektantów" pochłoniętych robieniem makiet, ładnych obrazków, badaniami, personami, customer journey i innymi fikuśnymi metodami, przyklejaniem żółtych karteczek do ścian, burzami mózgów i warsztatami kreatywnymi. Rozumiem, że za to Wam się płaci. Ale jeśli celem ustanowimy nie proces sam w sobie, ale jakiś działający produkt, to niby nic się nie zmienia, może nawet nadal te rzeczy trzeba będzie zrobić, ale jednak zmienia się mindset i optyka. Shit just got real. Koncentracja na dostarczeniu realnego produktu wymaga pewnych twardych umiejętności, doboru procesu odpowiedniego do potrzeb, i wymaga współpracy zespołowej z różnymi specjalistami, bo samemu po prostu się tego nie da zrobić.

PS. I wcale nie chodzi o to, aby każdy projektant UX miał stać się Product Managerem/Ownerem w pełnym znaczeniu tego słowa (który to przecież nie musi być projektantem).

PS2. Urażonych Service Designerów zapewniam, że Service Design cenię, ale rynek chyba nadal nie jest na to gotowy...

A survey run for a global research project called “Design for Service Innovation & Development” reports that 51% of the projects run by Service Design agencies never get implemented. The agencies’ contribution is often at the Idea Generation and Customer insight phases (Sangiorgi, et al., 2015). At Lifework we call this “corporate entertainment”: generating ideas to entertain and inspire an innovation department in an organization whilst being fully aware that these ideas will never see the light

źródło: Livework