Wyróżniamy jaskółkę afrykańską i europejską. I wyróżniamy też 6 różnych podejść do tego, czym jest UX/projektowanie interakcji/IA/whatever:
1. Podejście projektowe
Projektowanie UX to projektowanie rzeczy. Zwykle są to rzeczy niematerialne - interfejsy, procesy, usługi, ale tym nie mniej są to konkretne rzeczy, które można zobaczyć, doświadczyć ich, użyć ich, skorzystać z nich. Rozwiązują konkretne problemy, powstają w oparciu o rzeczywiste wymagania i korzystają z nich ludzie. Gdybym miał powiedzieć, czym jest dla mnie design, to powiedziałbym, że to właśnie to. I uczestniczenie w wymyślaniu i projektowaniu rzeczy, z których korzystają inni ludzie jest dla mnie frajdą i tym, co najbardziej mnie interesuje. Wszystkie inne podejścia do tego czym jest UX mogą być jedynie wsparciem dla tego jednego celu. Czasem przydatnym, a czasem zbędnym.
2. Podejście ewaluacyjne
To podejście "inżynierii użyteczności", testów usability, audytów, ocen satysfakcji. Rzecz dla mnie osobiście dość mało interesująca, chociaż oczywiście ma swoją rolę. Myślę, że kompetencje projektanta interakcji i specjalisty usability / ewaluatora są odmienne, i irytuje mnie, że te rzeczy są zwykle łączone. Pomiędzy "wy robicie, żeby produkty/usługi były bardziej użyteczne", a "wy wymyślacie produkty/usługi" jest różnica.
Przykładem takiego podejścia w stanie czystym jest dla mnie Jakob Nielsen, który o ile wiem nigdy nie zajmował się projektowaniem.
3. Podejście badawcze
Częściowo pokrywa się z podejściem ewaluacyjnym, ale tylko częściowo, bo oprócz "getting the design right", mamy jeszcze część "getting the right design". Czyli badania potrzeb i zachowań użytkowników, poszukiwianie insightów. Mam wrażenie, że ta część researchu jest w Polsce mocno zaniedbana, a klienci niechętnie dają na to pieniądze. A efekt takich badań moim zdaniem może być często dużo bardziej przydatny dla projektanta, niż testy użyteczności. Z drugiej strony wiele (większość) dobrych produktów powstało bez takiego researchu i roli badań też nie należy za bardzo przeceniać. Bez badań projektant może sobie często poradzić, bez dobrych projektantów badania nic nie dadzą.
4. Podejście naukowe
Do tego jest mi daleko i ile razy (rzadko) zaglądam do jakiś naukowych artykułów na temat user experience mam wrażenie, że bardzo jest to wszystko sztuczne i oderwane od rzeczywistej praktyki. Design nie jest po prostu dyscypliną naukową, która daje się sprowadzić do powtarzalnych efektów i stałych praw. Niewiele moim zdaniem z tego wynika. A nowe technologie i zupełnie nowe interfejsy rodzą się raczej w głowach inżynierów.
5. Podejście konsultingowo-strategiczne
To podejście opisałbym, jako takie, które nie jest zorientowane na tworzenie rzeczywistych produktów, ale na produkcję różnego rodzaju dokumentów - zawiłych diagramów, analiz konkurencji, person, które służą głównie temu, żeby były, i żeby robić wrażenie 😉 Poziom zamotania i niezrozumiałości wyznacza "jakość" takich deliverables. Trzeba spędzić sporo czasu, żeby np. z persony pani Marysi rozpisanej z całym fikcyjnym życiorysem wyciągnąć istotne informacje, który mogłyby zostać wypisane w trzech prostych punktach.
Mówiąc poważniej: są ludzie, którzy twierdza, że UX, to bardziej strategia, niż design. Nie zgadzam się z tym, bo chociaż na pewno UX ma swój udział we współtworzeniu strategii, to jednak doświadczenia użytkownika zależą od konkretnych namacalnych rzeczy. Metafora "UX-stratega" jako reżysera filmowego, który wyznacza cele, ale od brudnej roboty ma specjalistów z różnych dziedzin, jest o tyle kiepska, że reżyser często bierze bardzo czynny udział w pisaniu scenariusza, tworzeniu dekoracji, muzyki, wybiera aktorów, daje im na planie wskazówki. To nie tylko strategia - to kreacja. Stanley Kubrick był często operatorem kamery w swoich filmach 🙂
6. Podejście coachingowe
To podejście, z którym kojarzy mi się termin "design thinking" 🙂 Podobnie jak w przypadku podejścia konsultingowego mamy tu do czynienia z fetyszyzmem różnych metod projektowych, które są wartością samą w sobie. Nie chodzi tu o to, żeby projektować coś rzeczywistego, ale żeby fajnie i "rozwijająco" bawić się w design. Służą temu ćwiczenia brainstormingowe w rodzaju "zaprojektujmy interfejs z roku 2150". Widzę nawet pozytywne strony w uczeniu otwartego myślenia przez design thinking. Tylko czy rzeczywiście uczy to designu, który przecież tym różni się od sztuki, że rozwiązuje prawdziwe problemy w ramach rzeczywistych ograniczeń?
Źle się dzieje, kiedy przywiązuje się nadmierną wagę do procesów i metod. Metody nie są wcale takie ważne. Przede wszystkim liczy się dobry pomysł i dowiezienie efektu końcowego, a kreatywność i innowacja nie dają się sprowadzić do stałego procesu. Warto zajrzeć do ostatniego wywiadu z CEO Apple, Timem Cookiem - jest tam taki fragment:
Creativity is not a process, right? It’s people who care enough to keep thinking about something until they find the simplest way to do it. They keep thinking about something until they find the best way to do it. (...)
So just to be clear, I wouldn’t call that a process. Creativity and innovation are something you can’t flowchart out. Some things you can, and we do, and we’re very disciplined in those areas. But creativity isn’t one of those. A lot of companies have innovation departments, and this is always a sign that something is wrong when you have a VP of innovation or something. You know, put a for-sale sign on the door. (Laughs.)
- Tim Cook, "Cook Says Lives Enriched Matters More Than Money Made: Interview", Bloomberg 12/2012
Dzięki wielkie, wiele czasu zajęło mi szukanie
na innych stronach wpisu poruszającego ten temat.
Niezwykle szczegółowo a jednocześnie w mało skomplikowany
sposób opisane zagadnienie. Polecam serdecznie zainteresowanym.
@C
HCD to jasno zdefiniowany proces, opisany nawet na ogólnym poziomie w normie ISO.
DT to wieloznaczny i niejasny twór, który ma być rozwiązaniem na wszystkie problemy świata.
A innowacja z definicji nie daje się sprowadzić do kilku metod i stałego powtarzalnego procesu.
W końcu każdy projektant musi też usiąść sam i w pocie czoła stworzyć jakieś rozwiązanie – pierwsze, drugie, kolejne, aż do czegoś dojdzie 🙂 Nie ma tu innej drogi.
Może więc nie chodzi o skuteczność a o jakiś przewidywalny standard działania? Bo wiesz, wielu ludzi ma bardzo mylne rozumienie pracy projektanta. Generalnie wydaje się ludziom, że projektant jest tym kolesiem który zadaje kilka pytań a następnie w pocie czoła pod wpływem natchnienia oddaje rezultat.
Zresztą, “stare dobre human-centered design” o którym mówisz też jest “kolejną nazwą na to samo”. Pozwala to jednak wyodrębnić szereg specyficznych praktyk spośród innych podejść projektowych.
Nie upieram się przy DT ale nie wydaje mi się to całkiem bezsensowne. Jest to pojęcie, do którego można się odnieść. A jak nie wymyślisz dla ludzi łatki z którą mogą Cię kojarzyć to Ci jakąś przykleją na podstawie swojej interpretacji (często mylnej).
@Sebastian Pawiłojć
Przecież te 3 pierwsze podejścia się nie wykluczają, one się uzupełniają. Ale dla mnie nr. 1 jest najważniejszy, bo po to się robi analizy i badania, żeby lepiej projektować, a nie dla ich samych.
@Marek
Nie wiem, co Ci się nie podoba w “pomyśle”, ja tam lubię proste słowa 🙂
Pomysł = pomysł na rozwiązanie. I ten pomysł wiadomo, że powstaje na bazie analizy i obserwacji, czasem też intuicji wynikającej z doświadczenia. Przy czym pomysł, to jednak coś więcej niż kopiowanie benchmarków. Wskazywać błędy i niedociągnięcia jest łatwo – trudniej proponować rozwiązania.
@C
O skuteczność design thinking proszę pytać jego zwolenników, a nie mnie 🙂 Ja dalej nie rozumiem, czym design thinking różni się od starego dobrego human-centered design i po co potrzebujemy kolejnej nazwy na to samo. Chyba jednak chodzi głównie o marketing? My też pracujemy grupowo – czasem bardziej, czasem mniej. Ale nic w tym nadzwyczajnego.
“Przede wszystkim liczy się dobry pomysł i dowiezienie efektu końcowego” – nie wiem co miałeś na myśli, ale w sporej mierze ‘pomysły’ kojarzą mi się z ‘wymyślaniem’, a z tego [prawie] nigdy nic dobrego nie płynie. Ja bym określił to raczej mianem ‘analizy stanu zastanego + obserwacją – i wyciągnięciem wniosków z tego (na bazie analogii, znalezieniu tego co wspólne bądź wyróżnika, etc.)’. To proces, który ma swoją logikę i który przebiega jakoś od punktu A do punktu B, gdzie czasem w punkcie C okazuje się, że coś przeoczyliśmy i nie posuwamy się do przodu i następuje powrót do punktu A (np. zbierania danych w wyników benchmarków). Pomysły zaś są szybkie, spontaniczne, punktowe. Te zwykle nie są dobrymi doradcami, chociaż bywają sexy i robią wrażenie w .PPT 😉
Dotknąłeś chyba największej paranoi w środek której trafiają “nowi” UXowcy. Z jednej strony cała wiedza teoretyczna jest dostępna tylko w języku angielskim, niewiele jest praktycznych polskich publikacji.
Z drugiej, 60% z tych metod opisywanych w zagranicznych źródłach nie nadaje się do zastosowania w polskich warunkach rynkowych.
Nie widziałem jeszcze fajnego case study z metod, działań i efektów projektu po polsku. Ale może mało widziałem.
Swoją droga, ciekawi mnie bardzo dlaczego wg. Ciebie design thinking to swego rodzaju szamanizm. Czy to kwestia naszych realiów rynkowych czy może np. charakterystyki Waszego zespołu czy może jeszcze jest jakiś inny powód?
Jestem ciekaw, bo np. IDEO które bardzo silnie promuje ten “sposób” tworzenia w grupie inwestuje w to dużo energii. To tylko marketing?
Fajne, fajne, takie trochę obrazoburcze 😉 Choć nie do końca jestem przekonany, czy właściwe jest ujęcie powyższych punktów jako podejść, bo takie 1-3 bym raczej traktował jako etapy (w kolejności 3->1->2, no może ze szczyptą 5. na samiuśkim początku). Przyjęty podział jest chyba trochę zbyt sztywny i mocno uogólniający, w praktyce raczej jednak ma miejsce najczęściej przeplatanie się tych elementów – aż trudno mi uwierzyć, że ktoś parający się UX-em na co dzień stosuje wyłącznie jedno z tych podejść w jakimś projekcie.
No i cieszy mnie niezmiernie, że nie jestem odosobniony w sceptycznym podejściu do strategicznego voodoo i czarodziejskich metod nauczania kreatywności, fetyszyzm tych metod we wszelakich mediach około-UX-owych przyprawia mnie o niestrawność.
“Przede wszystkim liczy się dobry pomysł i dowiezienie efektu końcowego” – powiedziałbym, że też nie do końca, liczy się wyłącznie jakość dostarczonegoi efektu końcowego – świetny pomysł może być dostarczony w marnej egzekucji, pośledni pomysł może “chwycić” na rynku z racji urokliwego wyglądu, mody, marketingu, czy wygody użycia.
@Kuba
thx, tak literówka, nie chodziło o kanapy 🙂
Znowu dobry wpis Maciej!
Mala literowka: chodzilo ci zapewne o podejscie ‘coachingowe’… a przy okazji nauczylem sie co to jest couching. http://en.wikipedia.org/wiki/Couching… no chyba, ze masz na mysli siedzenie na kanapach podczas sesji brainstormingowych… które to ma byc ? 🙂
myślę że podejść powinno być tyle ile potrzeba, wszelkie sposoby pozyskania informacji są dobre, czasami trzeba udać się na plac zabaw i zacząć stawiać babki z piasku bo doświadczenie samo się nie wymyśli, a czasami trzeba przekopać się przez historię danego produktu czy usługi aby zrozumieć aktualny moment w jego rozwoju, by kolejny krok w poszukiwaniach był w właściwym kierunku, gdzie to nas zaprowadzi tego jednak nigdy nie wiadomo co sprawia wiele satysfakcji, można zaskoczyć samego siebie 🙂
@Łukasz
To po prostu taka sobie refleksja wynikająca z obserwacji rynku. Metody i procesy możemy mieć dowolne, tylko nie zawsze wszystko ma sens.
@Bartek
Bo to mój prywatny blog, gdzie piszę sobie, co mi się podoba. Feel free to agree or disagree.
Oczywiście w podejściu projektowym zawiera się często ocena stanu zastanego, ale o ile ewaluator poprzestaje na stwierdzeniu “jest źle, trzeba to poprawić”, to projektant mówi od razu “czemu nie zmienić tego tak”. Stąd m.in. moje hejterstwo audytów.
Przede wszystkim piszesz bardzo stronniczo i nie dziwię się – każdy ma swoje podejście i fajnie, że nie wszyscy myślą podobnie 🙂
Dla mnie nie ma większej różnicy pomiędzy podejściem – jak to określiłeś – projektowym i ewaluacyjnym. Jedyna różnica to taka, że pierwsze to proces tworzenia, a drugi naprawiania. Z drugiej strony, jeśli strona ma słabe UX lub go nie ma, to naprawiając je, jednocześnie tworzymy od nowa. W tym celu zbieramy dane – testy, audyty, statystyka – co podobne jest do robienia badań marketingowych i badań rynku, a potem tworzymy UX.
“Bez badań projektant może sobie często poradzić, bez dobrych projektantów badania nic nie dadzą.” – bardzo mi się spodobało to zdanie.
Pozdrawiam,
Bartek
Nie sposób się nie zgodzić z powyższym wpisem. Lepiej tego tematu chyba nie można ubrać w słowa. Zastanawia mnie tylko jedno – skąd pomysł na ten wpis. Czyżby w K2 ktoś przyczepił do UX-ów o metody i procesy? 🙂